szkolenie

Być kobietą

Koniec tygodnia, każdy już myśli o tym, by pójść do domu. Zmęczenie i senność dają się we znaki. Weekendowe plany przewracają się w głowie. Czas jakby stanął w miejscu. To kolejny dzień spotkań dla kobiet z niepełnosprawnością intelektualną. Plan był ryzykowny, ale skoro dotrwałyśmy do końca tygodnia to znaczy, że chyba się powiódł.

Jak zawsze dzień zaczynamy krótkim przywitaniem. Siedzimy naprzeciwko siebie, jest dobrze i bezpiecznie. Kobiety otwierają się, mówią, chcą być wysłuchane, są pełne przejęcia i zatroskania. Słowa trochę niepewne i ciche, raz po raz przerywane nerwowym chrząkaniem.
Zaczyna mówić Łucja: Chciałabym Wam dziewczyny coś powiedzieć, ale trochę się boję, to trudne dla mnie. Nerwowe rozglądanie się po maleńkiej sali. Chwila ciszy na złapanie oddechu: … bo fajnie tu było przez te kilka dni, nigdy tak nie gadałam z nikim jak tu, no wiecie, o tych sprawach, a przecież jestem kobietą i muszę to wiedzieć. Wyraźna ulga, rumieniec zalewający twarz ustępuje, jego miejsce zajmuje wyraz radości i spełnienia. Potem już jest łatwiej, każda coś dorzuci, któraś się zaśmieje, nerwowa atmosfera odchodzi w dal.

Na początku sama pukałam się w głowę: czy jest możliwe stworzenie grupy na wzór grupy wsparcia, składającej się z samych kobiet z niepełnosprawnością intelektualną? I mimo tego, iż na co dzień jestem pracownikiem Warsztatu Terapii Zajęciowej, powątpiewałam w śmiałość swojej własnej idei. Jednak po pierwszym spotkaniu było już jasne, że nasze babskie spotkania były brakującym ogniwem w szerokiej ofercie terapeutycznej WTZ.

W tajemnym kręgu

Co do terapeutycznego znaczenia kręgu i wspólnoty połączonej z siłą kobiet nikogo chyba przekonywać nie trzeba. Pozornie prześcigamy się w formach i metodach terapeutycznych, nasza rehabilitacja  stanowi doskonałe źródło dla rozwoju ciała i sprawności fizycznej a także coraz lepiej służy integracji społecznej. Widok osoby z niepełnosprawnością intelektualną w przestrzeni publicznej nie dziwi już tak bardzo jak dawniej. Jest łatwiej –  prościej załatwić sprawy w urzędzie, iść do kina, czy usiąść na kawie w kawiarni. Zmieniło się podejście i sposób postrzegania osób niepełnosprawnych. Ja sama przez lata pracy z osobami z niepełnosprawnością intelektualną przebyłam, i nadal przebywam, długą drogę od modelu opiekuńczego do zindywidualizowanego modelu pracy. Model ten według mnie polega na mądrym wspieraniu i towarzyszeniu osobie niepełnosprawnej w procesie, jakim jest jej życie.

Szczególnym przedmiotem troski oraz zawodowego zainteresowania była i jest dla mnie sytuacja niepełnosprawnych intelektualnie kobiet. Może dlatego, że sama jestem kobietą i w naturalny sposób odczuwam solidarność oraz więź z kobietami. A może dlatego, iż pozycja kobiety we współczesnym społeczeństwie, a zwłaszcza niepełnosprawnej intelektualnie, nadal pozostawia wiele do życzenia. Często jest to przedmiotem mojego smutku i zawodowej frustracji.

Kiedy zaczynałam prowadzić zajęcia z grupą kobiet myślałam, że głównym celem stanie się edukacja: edukacja seksualna oraz szeroko rozumiana edukacja prozdrowotna. Szybko jednak okazało się, że to nie wystarczy. Same kobiety szybko mnie przekonały, że to dla nich za mało. Powstała ogromna potrzeba mówienia. Mówienia początkowo znanym tylko im kodem. Tematy bywały zadziwiające i nieoczekiwane, ale postanowiłam podążać za nimi. A kiedy poznać i po czym, że  jest się zakochanym?  A jak można zajść w ciążę ? A ile kosztuje suknia ślubna? A jak ktoś mnie zaczepia na ulicy to co zrobić? A czy ja mam prawo zrobić sobie makijaż?

Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt

Z ogromną ciekawością i zdumieniem odkrywałam każdą ze znanych mi od lat uczestniczek na nowo. W tej małej pracowni, siedząc w kręgu, nagle okazało się, że obcuję z prawdziwymi kobietami. Co gorsza, muszę wyznać, z pokorą bijąc się w piersi, że ta kobiecość również przeze mnie bywała ignorowana i niedostrzegana.

Kobieta z niepełnosprawnością intelektualną funkcjonuje pośród stereotypów i mitów. Bardzo często nie jest postrzegana przez pryzmat jakichkolwiek ról. Nawet ról przypisywanych – czy tego chcemy, czy nie! – reszcie kobiet. Mowa tu o rolach tradycyjnie przypisywanych kobietom, nawet gdyby osadzenie w tych rolach miało być dla nich dyskryminujące. I tak na przykład o żadnej ze znanych mi i samodzielnie mieszkających niepełnosprawnych kobietach nie usłyszałam nigdy stwierdzenia – „kura domowa” co  mogłoby stanowić maleńką próbę włączenia ich do wspólnoty innych kobiet (co prawda – kobiet dyskryminowanych).

Kobieta z niepełnosprawnością intelektualną nie podlega nawet krzywdzącemu prawu dyskryminacji płciowej – paradoks! Kobiety z niepełnosprawnością po prostu nie ma w tej przysłowiowej „wojnie płci”. W świadomości społecznej nie rodzi dzieci, nie staje się czyjąś żoną, nie jest dziewczyną, laską, nie jest nawet „starą panną”. Nie jest wreszcie człowiekiem dorosłym. To ostatnie, to oczywiście problem dotyczący całej populacji pełnoletnich osób z niepełnosprawnością intelektualną.

Kobiety, z którymi pracuję, bądź z którymi zetknęłam się w pracy zawodowej, mają różne historie. Niejednokrotnie bolesne i traumatyczne. Wiele z nich było i jest w dalszym ciągu ofiarami przemocy i nadużyć. Niepewne i bardzo poranione nie potrafią mówić w swoim imieniu. Wiele z nich nikt nigdy tego nie nauczył i nie zachęcał do tego. Miały być „uśpione”, żeby oszczędzić kłopotów i problemów. Miały pozostać na zawsze w roli dziecka. Aseksualnego, zagubionego, pozbawionego własnego głosu. Ubranego w za duże dresy, przygotowanego – w najlepszym razie – do pracy sprzątaczek czy opiekunek.

Nie jest moim zamysłem w tym miejscu obwinianie w jakikolwiek sposób rodziców o taki stan rzeczy. Znam wielu z nich i wiem, że historie ich rodzin nie są tak jednobarwne i jednoznaczne jak nam, instruktorom-terapeutom czasem się wydaje (przynajmniej mnie; to jeden z moich największych grzechów w tej pracy). Wierzę, iż u podstawy działania rodziców leży dobra motywacja. To w sposób naturalny hamuje mnie od wydawania krzywdzących opinii. Nie moją rolą jest oceniać.

Przebudzenie

Ważne jest jednak to, co się zadziało. Podczas tych spotkań wywiązała się między nami relacja trudna do uchwycenia. Powoli i zupełnie niezamierzenie rozlała się jakaś rzeka świadomości. Wolno i nieśmiało grupa pozbywała się ograniczeń. Kobiety mówiły o tym, jak to jest w ich życiu. O tym, jak to boli i jak trudno, gdy ktoś najbliższy z nimi nie rozmawia, nie traktuje zupełnie poważnie. Gdy każdy niepewny, rodzący się przejaw ich kobiecości jest szybko tłumiony i wyśmiewany. Mówiły o tym, jak bywały w życiu zabawkami, przedmiotami czyjejś dominacji i przemocy. Doskonale znają słowa „gwałt” czy „molestowanie”, używają ich trafnie i celnie dla opisania swoich doświadczeń. Kiedy tak słucham tych opowieści, smutnych i mrocznych, myślę o tym, jaka w tych kobietach drzemie siła i jakaś trudna do zdefiniowania niezależność. Mają ochotę na tyle rzeczy. Chcą się umalować, ładnie ubrać, pójść z kimś na spacer, zakochać się. Jestem świadoma tego, że często otwieramy wspólnie magiczne pudełko marzeń, które mogą być trudne do zrealizowania.

Po policzkach Łucji płyną łzy. Wśród reszty dziewczyn konsternacja: Co się stało? Dlaczego ona płacze?

Ktoś wstaje i przytula spontanicznie Łucję. Nagle ogólne poruszenie, wszystkie ślą sobie jakieś gesty, klepią się po ramieniu, tulą, na podłogę wypadły zwinięte chusteczki, ktoś rzuca: Łucja, będzie dobrze, nie płacz. Powstało jakieś wspólne terytorium. Można się pośmiać, popłakać, znaleźć niewypowiedziane zjednoczenie. Łucja przestaje płakać. Wydaje się spokojniejsza i jakby silniejsza. Zdrowa i pełna. Takie spotkania mają sens.

Efekt motyla

Uczestniczki uczą się wyrażać siebie na wielu płaszczyznach:  począwszy od  wymawiania swojego imienia w pierwszej osobie, a skończywszy na  rozwiązywaniu skomplikowanych wyborów życiowych. Robią to w różnoraki sposób. Pracujemy z tymi kobietami wiele lat. Pomagamy im w codziennym życiu, wysyłamy do pracy, rozwiązujemy konkretne sytuacje. Jednak drzemiąca w nich kobiecość zagubiła się po drodze w tych wszystkich, skądinąd potrzebnych działaniach. Fantastycznie bawiłam się podczas zakupów babskich fatałaszków. Byłam zdumiona radością ze wspólnego wybierania szminek, błyszczyków, lakierów itp. Uśmiałam się „po pachy” kiedy poszłyśmy wspólnie kupować bieliznę. W powietrzu unosiła się lekka atmosfera absurdu. Z tych przecież zwykłych czynności ja sama czerpałam nieskończenie wiele frajdy i radości. Po raz pierwszy były to zakupy tak bardzo nietypowe i niezwykłe. Niezwykłe, bo nie wymuszone treningiem ekonomicznym i zewnętrznymi nakazami. Wspólne robienie makijażu, przy kawie i ciastku, graniczyło zaś dla mnie z ekstazą zawodową. To była wprost lawina emocji. Pozytywna energia rozlała się po warsztatach. Zjawisko wprost trudne do opisania słowami. Doświadczyłam przez chwilę uczucia pełni. Tych kobiet nic nie mogło powstrzymać w przeżywaniu prawdziwej radości. Niektóre z nich, może pierwszy raz w życiu, w sposób świadomy spojrzały w lustro.

Nie da się raz obudzonej kobiety tak łatwo uśpić, udobruchać, zamknąć w starych ramach. Zdaję sobie sprawę z procesu, jaki się rozpoczął w życiu większości tych kobiet. Jestem świadoma ograniczeń, jakie ten proces napotka w swojej dalszej drodze. Jednocześnie – jestem spokojna. Osoba z niepełnosprawnością nie może być w nieskończoność traktowana jak nie-dorosły. Okradana z praw, jakie reszta społeczeństwa ma z racji – po prostu – urodzenia się. Zamykając osoby z niepełnosprawnością intelektualną w wiecznym dzieciństwie, nie ochronimy ich przed kryzysami i problemami życia dorosłego. Nie uchronimy przed gwałtem i przemocą, zakładając bezkształtne spodnie od dresu. Nie unikniemy niechcianych ciąż tylko dlatego, że nic nie powiemy o seksie. Wreszcie nie sprawimy, że będą szczęśliwe, podając wszystko na tacy, dokonując każdego wyboru za nie. Człowiek, w tym oczywiście osoba z niepełnosprawnością, potrzebuje w życiu zdrowych kryzysów i wyzwań. Tylko w ten sposób dopełnia się idea integracji wewnętrznej człowieka. Tylko w ten sposób osoba z niepełnosprawnością intelektualną może stać się podmiotem w relacjach – na warsztatach, w pracy, w rozmowie, w przestrzeni. Tylko próbując siebie i podejmując wyzwania może doświadczać.

Być nareszcie …

Dziecko, któremu mądry rodzic pozwoli na rozumną swobodę, poznaje prawo przyczyny i skutku. Eksploruje rzeczywistość. Ma możliwość doświadczenia wielu skrajnych uczuć. Może doświadczyć przykrości, bólu, złości, frustracji. Może też doświadczyć zwycięskiego triumfu, radości, szczęścia. Jego triumfem jest mnogość doświadczeń i piękno dokonywania wyboru. Jest podmiotem, któremu najważniejsze osoby na miarę jego możliwości ufają i pozwalają doświadczać. Tak rodzi się Ja małego człowieka, który dumnie prostuje się nawet wtedy, gdy kolana i łokcie ma zdarte od upadków.

Łucja opowiada, jak bardzo chciałby się zakochać: Dziewczyny, chciałabym mieć chłopaka,  ale żeby był dobry, chodziłabym z nim wtedy na spacery, byłabym dobra dla niego. Na twarzach dziewczyn widzę jakiś smutek One wiedzą, że to się raczej w najbliższej przyszłości nie zdarzy. Niektóre pochylają głowy, wpatrują się w podłogę.

Któż z nas nie był w swoim życiu choć raz zakochany? Szczęśliwie? Nieszczęśliwie? Przeżywaliśmy rozterki, smutki, frustracje… Te doświadczenia i wiele innych kształtowały i kształtują nas. Dotykamy w sposób naturalny swoich słabości i swojej wielkości. Poznajemy i stawiamy swoje granice – zdrowe granice. Znamy dzięki temu swoją wartość. Dążymy w jakimś kierunku.

Dlaczego odmawiamy tego osobom z niepełnosprawnością intelektualną?

Imię głównej bohaterki artykułu zostało zmienione.

Agnieszka Liberacka
Edukatorka i trenerka Warsztatów Seksuologicznych
dla Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną
WTZ „Przyjaciele” Koła PSOUU w Poznaniu

źródło